Strasznie Was przepraszam za tą obsuwę - przeprowadzam się + mam kilka rozmów (ciekawych) i najnormalniej na świecie nie miałem czasu.
Już na samym wstępie mogę powiedzieć, że to będzie kolejna trudna recenzja dla mnie. Letlive znam już bardzo długo, jak zwykle kiedyś natknąłem się na nich na youtube. Skończyło się to tym, że pierwszy album - Fake History - wszedł do mojego osobistego panteonu. Pełny świetnych, gitarowych riffów, świetnej roboty sekcji rytmicznej i pełny świetnych tekstów i wokalu Jasona Butlera. Szczerze mówiąc, nawet nie wiem czy ten album przypadkiem nie jest koncepcyjny...
Już na samym wstępie mogę powiedzieć, że to będzie kolejna trudna recenzja dla mnie. Letlive znam już bardzo długo, jak zwykle kiedyś natknąłem się na nich na youtube. Skończyło się to tym, że pierwszy album - Fake History - wszedł do mojego osobistego panteonu. Pełny świetnych, gitarowych riffów, świetnej roboty sekcji rytmicznej i pełny świetnych tekstów i wokalu Jasona Butlera. Szczerze mówiąc, nawet nie wiem czy ten album przypadkiem nie jest koncepcyjny...
Dlaczego recenzja The Blackest Beautiful będzie dla mnie ciężka? Dlatego, że czekałem na ten album od momentu, gdy przeczytałem na fejsbuku o nagraniach pierwszych piosenek. Pozwolę sobie zostawić swoje osobiste przemyślenia na sam koniec, teraz wprowadzę Was trochę w świat Letlive i The Blackest Beautiful.
Album otwiera fenomenalny Banshee (Ghost Fame). Jestem pod wielkim wrażeniem riffów - nie są zawrotnie szybkie czy ciężkie, nikt tutaj niczego nikomu nie udowadnia. Po prostu riff gniecie to, co trzeba w sposób który trzeba. Na albumie można uświadczyć kilka ciekawych instrumentów poza gitarami - są grzechotki, są bębenki (bongosy przypuszczalnie, nawet nie wiem). Są nawet elektroniczne wstawki - odsyłam was do numeru The Dope Beat. Jest bardzo kreatywne zastosowanie efektów gitarowych - kreatywnych nie w stronę Toma Morello (z Rage Against The Machine) gdzie na nich opiera się cały numer - tutaj efekty są użyte raczej jako smaczki.
Warto zrobić przystanek przy tekstach na tej płycie - Butler otwarcie krytykuje Amerykański styl życia, jak i Amerykańską gospodarkę. Moja ulubiona część z utworu White America's Beautiful Black Market -
They say "get sick, then feel better"
Be sure that they will never cure you
You're worth so much more diseased
(swoją drogą, zauważyłem że ten motyw jest dosyć popularny wśród tego środowiska - pierwszy z brzegu, utwór B17 zespołu Materia - w tym miejscu pozdrawiam całą czwórkę, fenomenalni ludzie i jeśli kiedyś będą grali w okolicy - pójdźcie, przybijcie piątkę, napijcie się piwa z nimi i wspomnijcie moje słowa :)
Więc jaki problem jest z tą płytą? Są na niej dobre tylko trzy (i to na dodatek pierwsze) numery. Pierwszy krążek męczę po dziś dzień, tutaj męczę tylko pierwszy numer. Płyta muzycznie za nic do mnie nie przemawia, powiela pomysły które były we wcześniejszych piosenkach, Butler niestety, oprócz tekstów, niczym nie zaskakuje. Jestem pewny, że piosenki z tej płyty muszą siać pogrom na koncertach (na który bardzo chciałbym się wybrać, swoją drogą) aczkolwiek, na płycie nie robią takiej roboty.
Album otwiera fenomenalny Banshee (Ghost Fame). Jestem pod wielkim wrażeniem riffów - nie są zawrotnie szybkie czy ciężkie, nikt tutaj niczego nikomu nie udowadnia. Po prostu riff gniecie to, co trzeba w sposób który trzeba. Na albumie można uświadczyć kilka ciekawych instrumentów poza gitarami - są grzechotki, są bębenki (bongosy przypuszczalnie, nawet nie wiem). Są nawet elektroniczne wstawki - odsyłam was do numeru The Dope Beat. Jest bardzo kreatywne zastosowanie efektów gitarowych - kreatywnych nie w stronę Toma Morello (z Rage Against The Machine) gdzie na nich opiera się cały numer - tutaj efekty są użyte raczej jako smaczki.
Warto zrobić przystanek przy tekstach na tej płycie - Butler otwarcie krytykuje Amerykański styl życia, jak i Amerykańską gospodarkę. Moja ulubiona część z utworu White America's Beautiful Black Market -
They say "get sick, then feel better"
Be sure that they will never cure you
You're worth so much more diseased
(swoją drogą, zauważyłem że ten motyw jest dosyć popularny wśród tego środowiska - pierwszy z brzegu, utwór B17 zespołu Materia - w tym miejscu pozdrawiam całą czwórkę, fenomenalni ludzie i jeśli kiedyś będą grali w okolicy - pójdźcie, przybijcie piątkę, napijcie się piwa z nimi i wspomnijcie moje słowa :)
Więc jaki problem jest z tą płytą? Są na niej dobre tylko trzy (i to na dodatek pierwsze) numery. Pierwszy krążek męczę po dziś dzień, tutaj męczę tylko pierwszy numer. Płyta muzycznie za nic do mnie nie przemawia, powiela pomysły które były we wcześniejszych piosenkach, Butler niestety, oprócz tekstów, niczym nie zaskakuje. Jestem pewny, że piosenki z tej płyty muszą siać pogrom na koncertach (na który bardzo chciałbym się wybrać, swoją drogą) aczkolwiek, na płycie nie robią takiej roboty.
Ocena FTM: 3/5
Komentarz Biebera: MAM lepsze riffy! I 27osobową świtę!
Nie znałem, dzięki ;)
OdpowiedzUsuń