piątek, 5 lipca 2013

Queens Of The Stone Age - ...Like Clockwork



Tak mi się wydaje, że pierwszy post musi być albo mocny, albo... mocny? Jak tak, to zacznę od recenzji, moim zdaniem, największego zaskoczenia muzycznego 2013 roku. Osobiście jestem fanem QOTSY od dobrych kilku lat (nawet nie wiem ilu, pięciu? sześciu?), w sumie od czasu pierwszego mojego zespołu, w którym graliśmy Go With The Flow i Make It Wit Chu (pozdrowienia dla Kasi H., Wojtka P., Mateusza K. i Agaty Sz.).

Na premierę ...Like Clockwork czekałem od momentu, gdy w sieci pojawiły się pierwsze doniesienia o nagrywaniu płyty przez Pana Homme'a i jego świty (PH&JŚ). Sama historia o powstaniu tej płyty jest intrygująca - Pan Homme przeżył śmierć kliniczną podczas operacji kolana (ot, taki mały bonus), a następnie, przez ponad pół roku cierpiał na ciężką depresję. Cytując wypowiedź Troya Van Leeuvena, Pan Homme zaprosił swoją świtę do wejścia z nim "w mrok". PH&JŚ dzięki temu (a może nie?) stworzyli fenomenalną płytę; moim zdaniem bardzo spójną. Spójną i fenomenalną do tego stopnia, że nawet Kłentin Tarantino i Tim Barton są zainteresowani nakręceniem pełnometrażówki na podstawie klipów do tego albumu.



Album otwiera utwór Keep Your Eyes Peeled który, moim zdaniem, jest najsłabszym utworem z całej płyty. Gdybym miał oceniać tą płytę na podstawie intro, to pewno byłbym zawiedziony. Następnie, do uszu wkrada się I Sat By The Ocean. Świetny klimat, numer testowałem podczas podróży samochodem - jadąc europejskim kombikiem, czułem się jakbym podróżował amerykańskim krążownikiem szos, z paczką kokainy w bagażniku (i ajSmrodem śledzącym moje poczynania za pomocą PRISM). Lecimy dalej - The Vampire Of Time And Memory i hipnotyczny If I Had A Tail. I tutaj zaczynają się jaja - dla tych, którzy nie znają dokonań PH - Homme wyprodukował swego czasu album trzeci Arctic Monkeys Humbug (i od tego czasu Arctic Monkeys grają jeszcze bardziej zajebiście  - zainteresowanych odsyłam do przesłuchania najnowszego singla AM Do I Wanna Know ). Wracając - If I Had A Tail gości na wokalach Alexa Turnera (łiii!), Dave Grohla na perkusji (dla niewiedzących - Dave i Josh to kumple od.. dawna. Nie wiem jak dawna, nie pytałem) i Nicka Olivieri w chórkach. Z tym ostatnim to było dla mnie niemałe zaskoczenie, gdyż Josh wyrzucił Nicka za naparzanie swojej dziewczyny (cześć Chris!*), kupę narkotyków (cześć Charlie!**) i jeszcze kilka innych niefajnych rzeczy.


Jedziemy dalej - My God Is The Sun. Aktualnie jedyny singiel z ...Like Clockwork - i znów muszę przyznać, byłem rozczarowany gdy pierwszy raz usłyszałem tą piosenkę na streamie z Lollapaloozy. Ale gdy wyszedł cały album i przesłuchałem go w całości, piosenka za piosenką - zmieniłem zdanie. Numer groovi, przez cały czas leci milusia grzechotka i motyw po pierwszym refrenie (bodajże 1:30) - riff sam się prosi, żeby zrobić z niego kolejny numer! Następnie Kalopsia i kolejny gość - tym razem Trent Reznor z Nine Inch Nails (słyszeliście NOWY singiel - materiał na kolejna notkę, tylko czekać na nowy album!).



Kolejny gość to nie byle kto - każdy z nas słyszał o Sir Elton Johnnie. Jakimś cudem udało się ściągnąć PH&JŚ go na płytkę - zagrał na pianie w numerze Fairweather Friends - wspaniała końcówka; numer się nie rozwiązuje tak jak Bóg (czy ktoś inny..) przykazuje, tylko słyszymy Josha "I don't give a fuck".
Następnie - mój ulubieniec - Smooth Sailing. Pojawia się tu fraza, która - moim zdaniem - bardzo dobrze opisuje całość albumu - "I blow my load over the status quo". Raczej mało kto spodziewał się takiego albumu od PH&JŚ, album już nie rzuca szybkimi numerami takimi jak Little Sister czy Go With The Flow. Jest raczej eklektyczny, bardziej hipnotyczny; powiedziałbym wręcz koncepcyjny.


I Appear Missing - najdłuższy numer na płycie, pięknie zapowiada koniec całości i zamykający płytę ...Like Clockwork. Numer zapoznaje nas z nowym perkusistą QOTSY, panem Jonem Theodore (znanego skądinąd ze współpracy z The Mars Volta). Już nie mówiąc o smyczkach w tym kawałku. I tu ostrzeżenie - nie jest to album, z którego po pierwszym przesłuchaniu wybiera się najlepsze numery. Słucham go już po raz 20 (albo 200...) i po dziś dzień uważam, że ten album najlepiej smakuje w całości. Z dodatkiem dobrych słuchawek. I dobrego towarzystwa.

Podsumowując - płyta żondźi. Niektóre płytki nadają się co najwyżej na frizbi - jeżeli ta miałaby tak skończyć, to byłoby to frizbi dla psa Królowej Brytyjskiej. Albo i dla samej Królowej.

Ocena FTM: 5/5
Komentarz: Bieber może pozazdrościć. I kupić sobie nowe Ferrari. Damn... 

*Chris Brown
*Charlie Sheen

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz