Zauważyłem, że zanim zacznę recenzować jakiś materiał to lubię się napatrzeć na okładkę i dowiedzieć się, co artysta miał na myśli. Ekstensywnie trenowałem to w szkole średniej (na ogół z marnymi skutkami), więc i tym razem spróbuję. Chociaż, szczerze powiedziawszy, nie mam pojęcia co artysta chciał zaprezentować tą okładką. Kolorki ładne, dużo kreseczek; ba, pojawia się nawet sztuczna pierś czy włosy pod pachą. Zapada w pamięć.
Karnivool to zespół o którym mało kto słyszał w Polsce. Z wielu moich znajomych chyba tylko ci z portalu sevenstring.pl (których, w tym momencie, wszystkich pozdrawiam!) wiedzą co to Karnivool. No cóż, ja już się do tego przyzwyczaiłem, że dobra muzyka gdzieś się tam tłoczy w kanałach i trzeba przekopać youtube, last.fm, spotify, ogródek babci i półkę z przyprawami Knorr żeby się dogrzebać do czegoś fajnego. A w radiu leci Dżastin Bieber i jego #yolo i #swag na czele.
Wydany bardzo niedawno album Asymmetry mogę nazwać przekrojem całej twórczości Karnivoolowców. Jeśli ktoś z Was słuchał kiedyś Toola (na którego płytę czekam już tyle czasu, że zdążyłem... nieważne co zdążyłem) to pewnie znajdzie się, na swój sposób, w domu. Ja, osobiście, cenię ten zespół nawet bardziej od Toola a to dlatego, że cała płyta mnie trzymała w napięciu od początku do końca. Gitary na moje ucho nie lecą takim nowoczesnym, skompresowanym przesterem; są bardziej chrupiące od Lays'ów Max, smaczniejsze niż Kubuś malina-banan i bardziej zapadające w pamięć niż wieczorek meksykański z najpikantniejszym burrito na czele i najlepszą tequilą dostępną za 89 złotych. I wszystkimi późniejszymi (ekhem) "przyjemnościami" włącznie. Nie sposób wspomnieć o bardzo hipnotycznym wokalu, bez niego... Bez niego byłoby mi smutno. Wam też. I Karnivoolom też. O basie nic nie mówię. Bo, chociaż urywa co trzeba, to i tak go nikt nie słucha.
Album otwiera Aum. Jadąc samochodem o godzinie 23:00 zastanawiałem się, czy właśnie nie przeżywam Bliskiego Spotkania Trzeciego Stopnia (dżem dobry Panie Szpilberg!). Klimat tej płyty jest nieziemski (i będę o tym pisał jeszcze nieraz w tej recenzji). Następnie, moje uszy zaatakował Nachash. Muszę przyznać, w pewnym momencie poczułem się jakbym słuchał Mastodona z przyjemniejszym wokalem. Bas niziutko mruczy, robi się taki mały ogród zoologiczny: są lwy, są pantery, są tygrysy i są jakieś inne, ładnie śpiewające, zwierzątka. Na przykład ptaszki, czy coś...
I w tym momencie, po raz pierwszy (i ostatni) ograniczę się do opisywania jeszcze tylko dwóch utworów z całej płyty. I robię to tylko dlatego, że nie mogę Wam sprzedać całego albumu słowami. Moimi personalnymi ulubieńcami z całego albumu są: tytułowy Asymmetry - tu się czułem naprawdę jak w ogrodzie zoologicznym, gitary gryzą uszy; ten sampelek, który przewija się przez dwie i pół minuty nadaje świetnego charakteru. Drugi numer? The Last Few. Nosz kurcze; moja dziewczyna (gdyby przesłuchała ten album) pewnie by przyznała mi racje (dla niej ZOO to raj). Każdy z Was musi sobie sam wyrobić zdanie na temat (ZOO) tej płyty. Znaczy, to właściwe zdanie jest tylko jedno - ten album urywa wszystko. Od małych palców do lwich wąsów.
Płyta nie jest łatwa w odbiorze, co to to nie. Wyprodukowana przez Nicka DiDię - który współpracował z Pearl Jam, King's X (POLECAM!), Mastodonem (a to stąd te brudy...) czy Stone Temple Pilots - płyta od samego początku do samego końca ciekawi. Mam z nią syndrom QOTSY - to znaczy, słucham Asymmetry cały czas i staram się odnajdywać za każdym razem nowe ciekawostki. Stawiam, że zanim do końca zrozumiem tą płytę, minie jeszcze dobry miesiąc słuchania jej na okrągło. No cóż, chciało mi się pisać recenzje, teraz muszę rozumieć płyty. Już nie wystarczy mi polski czy angielski. Teraz jeszcze muszę sprechać po płytowemu (Mój Boże, jak to brzmi...).
No i pewnie, żeby zrozumieć tą płytę, trzeba przesłuchać ją w ZOO. W towarzystwie tygrysa, sokoła albo lamparta. Broń Boże jakiejś kaczki, bądź (co gorsza) jeżozwierza. Czyli... takiego dużego jeża.
No i pewnie, żeby zrozumieć tą płytę, trzeba przesłuchać ją w ZOO. W towarzystwie tygrysa, sokoła albo lamparta. Broń Boże jakiejś kaczki, bądź (co gorsza) jeżozwierza. Czyli... takiego dużego jeża.
Ocena FTM: 4,5/5
Komentarz Biebera: Jestem bardziej metalowy od nich! Ja przynajmniej mam #swag i... (nic innego).
Ja z kolei od dobrych kilku dni próbuję się wgryźć w tą płytę i jeszcze mi się udało. Jak to ktoś gdzieś napisał, jest mało "riffy".
OdpowiedzUsuńMnie porwała automatycznie. Tak jak napisałem - nie jest to łatwa płytka.
OdpowiedzUsuń